Dziś była najbardziej kręta droga, ale to jest najpiękniejsze miejsce. Droga również jest modernizowana i niedługo wszędzie będzie asfalt. Nocleg na dziko przy restauracyjce. Pytamy się o zgodę, w odpowiedzi dowiadujemy się że nie ma problemu i za darmo. Aby zrekompensować zgodę zamawiamy piwo. Po chwili pojawiają się lokalesi. Wywiązuje się rozmowa ze starszym byłym wojskowym. Ma na imię Ali. Czuję, ze to ciekawy moment, więc lecę po polskie piwo. Wręczam właścicielowi baru - młody student i wspomnianemu wojakowi. Po chwili gadamy o polityce, komunizmie i planach Albanii na przyszłość. Na koniec pytamy czy jest bezpiecznie. Al coś wspomina o broni i wyjaśnia, że wszędzie mieszka rodzina, tu wój, tam ojciec - pokazuje.
Idziemy spać, bo robi się coraz ciemniej. Przez nasze obozowisko przechodzi pasterz z owcami. Częstuję cukierkiem, a w zamian wręcza "czaj" - zioła na herbatę. Całkiem sporo, ale nie bardzo wiem co z tym zrobić, więc dziękuję bardzo i oddaję. Mam nadzieję, że nie uraziłem pasterza, ale co ja zrobię z pękiem suchych ziół?